CUD NIEPAMIĘCI

Pewnie wiele osób przypomina sobie znany tekst piosenki Stanisława Soyki pt. „Cud niepamięci”.

„Co było wczoraj odeszło w cień
Niepamięci, niech się święci
Cud niepamięci
Cud niepamięci
Cud...”

Czasami ów „cud niepamięci” jest bardzo pożądany, lecz są sytuacje, w których należałoby zachować zupełnie inną postawę. 

Zasadniczo jesteśmy narodem, który walczy o prawdę historyczną. Słusznie przeciwstawiamy się ignorantom i nieukom, którzy wypowiadają się o „Polskich obozach zagłady”, walczymy o pamięć dla „Żołnierzy Wyklętych”. Realizujemy różnorodne projekty, ja na przykład: „Polscy Sprawiedliwi – Przywracanie Pamięci” – projekt mający upamiętnić tych Polaków, którzy z narażeniem życia udzielali pomocy Żydom w czasie II wojny światowej. 

Chciałbym, abyśmy taką pamięć historyczną pielęgnowali również w naszej lokalnej gostynińskiej społeczności. Jest pewna prawda historyczna, która na gruncie naszego miasta została całkowicie zapomniana. Mam na myśli przedwojenny okres historii Gostynina, kiedy byliśmy miastem wielokulturowym i wielowyznaniowym.

W przedwojennym Gostyninie mieszkali niemieccy ewangelicy (to im zawdzięczamy kształt bryły dzisiejszego obiektu zwanego zamkiem gostynińskim, choć poprawniej należałoby mówić: dawny zbór ewangelicki), mieszkała tu ludność prawosławna, a najliczniejszą mniejszością stanowiącą blisko 30% ludności miasta byli… No właśnie, kto?

We wstępie pracy autorstwa Pani Katarzyny Barańskiej pt. „Gostynin bez Żydów. Historia, etnografia, (nie)pamięć”, czytamy: W polskiej pamięci nie ma miejsca dla Żydów. Niewiele można znaleźć śladów żydowskiej przeszłości, zarówno tych materialnych, jak i tych niematerialnych, należących do tzw. kultury duchowej (…) Czasem można odnieść wrażenie, że Żydów w Polsce nigdy nie było.”

Tymczasem przedwojenny Gostynin był bardzo żydowskim miastem, z żydowską szkołą, synagogą, biblioteką, stowarzyszeniami, klubem sportowym... A nade wszystko z całą różnorodnością żydowskich sklepów, restauracji, banków czy zakładów rzemieślniczych. Przedwojenny rabin Gostynina, Jechiel Meir, był ponoć znany w całej Polsce. Żydzi gostynińscy mieli tu swój cmentarz. Pytanie, gdzie on się znajdował i co stało się z żydowskimi macewami i szczątkami zmarłych? Przywracanie pamięci historycznej w tej kwestii może nie być łatwe.

Dziś w Gostyninie nie ma żadnej, ani jednej wzmianki o tym, że przez wiele lat ważną rolę w życiu społecznym i gospodarczymi miasta odgrywali Żydzi. Tak, właśnie Żydzi. Pamięć o nich jednak zupełnie zanikła.

Przez lata mieliśmy też problem z przewracaniem pamięci o niemieckich ewangelikach (protestantach). Jednak dzięki współpracy z partnerskim miastem Langenfeld udało się odnowić ewangelicko-augsburski cmentarz i choć w niewielkim stopniu przywrócić pamięć o gostyninianach niemieckiego pochodzenia.

A co z Żydami? Czy stać nas mieszkańców Gostynina na przywrócenie pamięci o ich obecności w naszym mieście? Może choć pamiątkowa tablica? Tablica upamiętniająca tych, którzy mieli tu swoje domy, praktykowali tu swoją religię i współtworzyli klimat Gostynina, ludzi którzy mieli swoje imiona i nazwiska. Nie byli Polakami, ale czy to oznacza, że nie należy im się pamięć?

Można spytać, po co? Niech się Żydzi sami zainteresują i zatroszczą o te sprawy. Można. Jednak czy nie napawa nas radością, kiedy inne narody przyznają nam należne miejsce w historii? Czyż nie jest to miłe, kiedy inni dostrzegą naszą obecność w przeszłości historycznej ich państwa i narodu? Czyż tego, czego oczekujemy od innych, nie powinniśmy czynić sami? Wszak znamy nowotestamentowe stwierdzenie: „Wszystko więc, co chcecie, aby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie.”

Apelowałbym do władz i radnych miasta oraz ludzi zajmujących się życiem kulturalnym w Gostyninie o podjęcie działań, które pomogą nam przywrócić pamięć historyczną. Sam jestem gotów do pracy i zaangażowania na tej dziedzinie. Sprawa, choćby tablicy upamiętniającej gostynińskich Żydów, żyje we mnie już blisko dziesięć lat. Może znajdzie się odpowiedni społeczny klimat, aby ten zamysł urzeczywistnić?

Na zakończenie jeszcze raz krótki urywek ze wspomnianej publikacji Pani Katarzyny Barańskiej – fragment rozmowy, jednej z wielu, jakie autorka przeprowadzała już ładnych kilka lat temu, z mieszkańcami miasta o gostynińskich Żydach:

- Pamięta pan gdzie był cmentarz ich? Mieli swój cmentarz?
- Tak, tak.
- Gdzie ten cmentarz?
- Na ulicy Kutnowskiej, tam nad „Piechotą”.
- Tam koło zalewu gdzieś?
- Z tej strony, bliżej. Tam były te ich, nagrobki takie. Nie dbają teraz ci Żydzi o te świątynie!
- Nie dbają?
- No bo widzi pani jakie tam zarośnięte. Trawa tylko rośnie, o. Polacy nie no, ścinali, bo to... Burmistrz chyba, nie wiem jaką sumę im tam przeznaczał.
- [...]Ale wszyscy wiedza w okolicy, że to cmentarz?
- Tak, tak. Starzy to mówili, że to się kierhol nazywa.
- Ale że tak, nic nie zostało z tego cmentarza...
- No na pewno jakieś tam kości są. Ja słyszałem... że burmistrz, nie wiem dokładnie, tak od ludzi słyszałem, że dostawał pieniądze, oni mieli się tym zająć, to miało być ogrodzone, bo to jako cmentarz jest.

Jak to było z gostynińskimi Żydami, ich domami, cmentarzem, synagogą? Niech się dokona pamięci cud. Myślę, że warto, aby się dokonał.

Piotr Syska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz